Święto EID AL-ADHA, święto ofiarowania
-oczami męża
Święto Eid al-Adha w moim dzieciństwie nie było jednym dniem. Było historią, która zaczynała się na długo przed samym świętem.
Przygotowania ruszały około dziesięciu dni wcześniej. Targi zapełniały się owcami. Głosy sprzedawców, targowanie się, zapach słomy i kurzu tworzyły wyjątkową atmosferę.
W naszym domu było inaczej.
Mój ojciec nie lubił kupować barana w ostatnich dniach przed świętem. Kupował małego baranka wcześniej i oddawał go na farmę bliskiego przyjaciela. Tam był dobrze karmiony i doglądany aż do dnia święta. Ojciec zawsze powtarzał, że baran, o którym nie wiesz jak dorastał i czym był karmiony, nie daje spokoju sercu.
Mimo tego, gdy miałem szesnaście lat, chodziłem z przyjaciółmi na targ. Nie po to, by kupować, lecz by obserwować.
Uczyłem się patrząc. Widziałem mężczyzn sprawdzających zęby barana, rozróżniających zęby mleczne od tych świadczących o starszym wieku. Słyszałem rozmowy o mięsie, o tym które szybciej się piecze, które jest lepsze. Inni upewniali się, że zwierzę nie ma wad, że rogi są całe, oczy zdrowe, nogi mocne.
To były dni pełne życia.
Dzielnice robotnicze zamieniały się w jedno wielkie miejsce pracy. Jedni sprzedawali paszę dla owiec. Inni ostrzyli noże. Wszystko kręciło się wokół jednego dnia, dnia o szczególnym znaczeniu.
Pamiętam, jak z kolegą chodziliśmy z taczką. Czekaliśmy, aż ktoś kupi barana, potem pomagaliśmy go przenieść do samochodu albo do domu, jeśli był blisko, za niewielką opłatą.
Ojciec nie był z tego zadowolony. Zobaczył mnie raz i powiedział, żebym tego nie robił. Powiedział, że on daje mi pieniądze i że nie jesteśmy biedną rodziną.
Ale ja nie robiłem tego dla pieniędzy. Chodziło o uczucie. O radość z tego, że zarabiam własnymi rękami. Nigdy nie lubiłem brać pieniędzy bez powodu. Zawsze czułem się wtedy bezradny.
Potem zbliżał się dzień święta.
Przed samym Eid szliśmy do łaźni. To był stały rytuał. Potem kupowaliśmy nowe ubrania, zwłaszcza dla dzieci. Wszystko stawało się czyste i gotowe, jakby dom przygotowywał się na wyjątkowego gościa.
W dzień święta wstawaliśmy około szóstej rano. Zakładaliśmy nowe ubrania i szliśmy na modlitwę Eid.
Ta modlitwa miała inny smak. Spokój, skupienie, duchowa bliskość. W drodze do miejsca modlitwy ludzie pozdrawiali się nawzajem. Eid Mubarak. Słowa proste, szczere, wypowiadane z uśmiechem.
Po modlitwie wracaliśmy do domu. Baran był już na swoim miejscu. Niektóre rodziny nakładały hennę na jego głowę, stary zwyczaj pełen symboliki i cichej radości.
Czekaliśmy na godzinę uboju. Zazwyczaj po siódmej rano, po ofierze króla. Wiele rodzin czekało z szacunku i poczucia wspólnoty w tym dniu.
Mój ojciec dokonywał uboju. Układał barana w stronę Mekki, wypowiadał imię Boga. Wszystko odbywało się spokojnie i z szacunkiem.
Po zdjęciu skóry była ona wyrzucana z dachu. Przychodzili ludzie, którzy ją kupowali do wyrobu bębnów, takich jak ta’arija i bendir. Nawet skóra dostawała nowe życie.
Potem przychodził moment, na który czekałem najbardziej.
Mama grillowała najpierw wątrobę. Kroiła ją na kawałki, owijała tłuszczem i piekła na węglu. Zapach wypełniał całe miejsce. Do tego gorąca herbata i poranek, który nie przypominał żadnego innego.
W dzielnicy byli młodzi mężczyźni, którzy opalali głowy baranów za opłatą. Ogień, dym, sczerniałe głowy i śmiech. Znany widok, część wspólnej pamięci.
Po tym wszystkim wszyscy zakładali świąteczne ubrania. Dzieci biegały wszędzie, twarze były pełne radości. Zaczynały się rodzinne wizyty. Drzwi domów były otwarte bez zapowiedzi.
Krewni składali sobie życzenia, rozmawiali, śmiali się. Dzieci czekały na swój moment. Na floss eid on. Małe pieniądze, ale o wielkiej wartości. Czysta radość.
Tak wyglądało Eid al-Adha w moim dzieciństwie.
Nie był tylko rytuałem ani ofiarą. Był dniami pełnymi życia, nauki, poczucia przynależności i wspomnień, które nigdy się nie starzeją.

Komentarze